WASZE HISTORIE

Przecież wszyscy oczekiwali, że będę szczupła; wtedy wszystko będzie dobrze, prawda? – historia Marysi

 

Kiedy miałam 7 lat najbardziej lubiłam chodzić po szkole na lody. Najlepszy deser robiła moja babcia – owoce z bitą śmietaną i specjalną posypką. Kiedy miałam 17 lat bałam się płynnych kalorii. Dlatego nie piłam mleka, kawy ani soków. Po lekcjach nie chodziłam już na lody. Godzinami ćwiczyłam i szukałam w sieci „fitspiracji”.

Kiedy zaczęła się moja choroba? Czy zachorowałam na anoreksję, gdy miałam 5 lat i lekarka powiedziała mi, że jestem grubym dzieckiem? A może kiedy kolega z podstawówki stwierdził, że kiedy ma się tyle tłuszczu, to nie czuje się bólu? Dodajmy do tego komunikaty członków rodziny o byciu szerszą niż dłuższą, a otrzymamy przepis na anoreksję. Przecież wszyscy oczekiwali, że będę szczupła; wtedy wszystko będzie dobrze, prawda?

Dlatego zaczęłam ćwiczyć i zmieniłam dietę. Na początku było świetnie – czułam się lepiej, a wszyscy kibicowali mi na mojej drodze do zdrowia. To nie było tak, że z dnia na dzień przestałam jeść; do momentu, w którym nawet jabłka mnie przerażały upłynęło sporo czasu. W początkowym stadium anoreksji żyłam dla pochwał innych. Kiedy mówili mi, że świetnie wyglądam i mogłabym zostać modelką czułam, że warto się starać. Że warto odmawiać sobie przyjemności, dla tego ciepła w środku i dumy. One jednak szybko znikały, a pozostawał głód, narastająca frustracja i coraz mniej siły.

Potem zaczęły się pytania rodziców „Dlaczego nie jesz?”, „To jest obiad? Przecież nic na tym talerzu nie masz” i jeszcze gorsze – wspólne jedzenie. Wtedy nie dało się ukryć prawdy. Ile wieczorów spędziłam w łazience drżąc ze strachu przed zbliżającą się wspólną kolacją. Ale nie padło pytanie „Jak możemy Ci pomóc?”, nie wtedy, na początku. Ono nie padnie jeszcze długo.

Kilka tygodni przed moimi osiemnastymi urodzinami karetka zabiera mnie do szpitala. Atak, którego dostałam mógł pozbawić mnie życia. Diagnoza jest jasna, już ją zresztą znam. Kilka dni wcześniej byłam z mamą u lekarza rodzinnego, potem psychiatry. Anoreksja. Na oddziale pytania czy to głosy każą mi nie jeść i oskarżenia, że wyrzucam jedzenie. Pomimo, że robi to dziewczyna z mojej sali. Wypis ze szpitala i samotność, pustka. Przykazanie leczenia w domu, ale brak kontaktu do specjalisty.

Terapia zaczyna się w zimie, muszę dojeżdżać na nią 20 kilometrów. To niemalże zbyt duży wysiłek, jest mi tak zimno, że prawie nie mogę myśleć. Dlatego kilka pierwszych spotkań nic nie mówię. To wywołuje we mnie poczucie winy; powinnam zdrowieć, rodzice wydają tyle pieniędzy na moje leczenie, a ja nic nie robię. Nic też nie jem – na początku tylko kłamię, że jest lepiej. Umiem udawać. Umiem się karać.

Moja relacja z mamą nigdy nie była tak dobra, jak podczas leczenia. Czuję jej wsparcie, widzę jak o mnie walczy. Akceptuje moje gorsze dni, nigdy nie dokłada jedzenia na siłę, nie pyta, dlaczego ta terapia tyle trwa. Wiem, że tata chciałby zrozumieć. Pomaga i wspiera na tyle, na ile może. Do dzisiaj pyta mnie czy na pewno coś jadłam. Nie rozmawiamy o powodach mojej choroby, choć po niemalże 3 latach leczenia je znam. Czy kiedyś się o nich dowiedzą?

Studia to nowy etap. Kończę terapię, wydaje mi się, że dam radę sama w nowym mieście, wśród nieznajomych i nowych wyzwań. Na początku jest świetnie, po kilku miesiącach przychodzi załamanie. Powrót na leczenie jest trudny. Niestety, na drugim roku studiów muszę wrócić znowu. Życie jest nieprzewidywalne i to mnie przeraża. Dawne nawyki znam doskonale, kiedyś dawały mi ukojenie. Teraz wiem, że tylko pozornie.

Wcielam w życie to, czego nauczyłam się w trakcie leczenia. Próbuję polubić siebie, budować dobre relacje, oparte na zaufaniu, otwartości i wsparciu. Poznaję prawdziwych przyjaciół, są wspólne imprezy, wyjazdy do domku w lesie, nocowania, picie alkoholu, chodzenie do kina i teatrów, śmiech, opowiadanie o anoreksji, płacz, że inni ludzie mogą być dla mnie tacy dobrzy. Jest poczucie, że nie zasługuję na to wszystko, że zobaczą, jaka naprawdę jestem i odejdą. Jest wdzięczność, że zostają; pewność, że mnie nie opuszczą. Jest nadzieja, że będzie dobrze. Mam wsparcie i potrafię kochać. Chcę pomagać innym kobietom w ich walce. Wiem, że Ty też możesz wyzdrowieć.

 

Marysia

Maria Pruszyńska – przez 4 lata walcząca z anoreksją wspiera kobiety w procesie wychodzenia z choroby. Założycielka inicjatywy społecznej Nowonajedzone. Pasjonatka storytellingu, social mediów i podcastów o samorozwoju. W wolnych chwilach spaceruje po Krakowie, ćwiczy jogę i pije zieloną herbatę.